gru 28 2005

MY W POCHMURNY DZIEŃ


Komentarze: 0

 

-Dzień Rubensa-

 

Zadzwonił telefon

- kurwa mać - zatrzęsło przebudzeniem.

Nakryłem głowę poduszką chcąc przedłużyć sen.

Wiedziałem, kto dzwoni tak samo jak i wiedziałem, jaka pogoda jest na zewnątrz nie podnosząc nawet żaluzji.

Po nocnych eskapadach w krainę seksu i rozszerzania odbioru i czucia w przestrzeni wirtualnej potrzebowałem odpoczynku.

- Cześć – formowało się z drgań membrany telefonicznej

- możesz mi pogratulować.

- gratuluje.

- obudziłem cię?

Zaspanymi oczami spojrzałem na display telefonu komórkowego. Dochodziła 10,30

- nie, nie no coś ty. Nie śpię już od dwóch godzin.

- od dzisiaj pracuję na swój rachunek.

Glos był radosny i nie wiedzący.

- jestem szefem dla siebie.

- super sprawa. Odpowiedziałem, bo nie chciałem mu odbierać złudzeń.

Nie wiedzący głos, nie wiedział, ze mogą przyjść chwile, że szef chcąc zaspokoić głód będzie musiał ukraść torebkę zupy w papierku.

- Kupię butelkę na wieczór, przecież to trzeba uczcić -

Nadal płynęła euforia do ucha.

- kup koniecznie. I napij się za sytość dnia dzisiejszego.

- he he. Wpadnę do ciebie w niedziele.

- wpadnij. Jestem w domu.

- cześć.

Apatycznie zwlekłem się z łóżka. Podciągnąłem żaluzje. Deszcz lał równym rytmem, a szarość zawierała się w każdej jego kropli. Szybka toaleta. Chłodny natrysk przywrócił mnie tej bezbarwnej farbie dnia.

Śniadanie standard. Bez wędliny. Ser z grzybem szlachetnym, pomidor, actimel, herbata.

Znów zadzwonił telefon.

- dzień dobry Herr Badowski. Pańska koncepcja nie dotarła jeszcze do naszego urzędu i w związku z powyższym, sprawa zatwierdzenia podania o działalność gospodarczą nie może zostać nadal zamknięta.

- dziękuję, zadzwonię do pana jutro Her Kitle.

Odkładając słuchawkę bluźniłem w duchu jak szewc.

Niekompetencja kompetentnych ludzi była w tym kraju na każdym kroku widoczna i coraz bardziej jaskrawa.

Jaskrawość w szarym dniu. Włączyłem komputer.

Okienko yahoo messender otworzyło się automatycznie.

- witaj mój królu, jesteś?

- yhy, czekam na telefon

- deszcz pada, ale świat jest piękny. I jeszcze ważna informacja posłuchaj uważnie

- tak?

- kocham cię

- ja ciebie też damo, jakiś spięty jestem. Martwię się.

- co ci jest, czym się martwisz?

- nie potrafię napisać zdania sensownego.

- powiedz, czemu nie możesz się skupić?

- potrzebuje motywu. Może być twoja pierś i...słowa popłyną.

- wiesz przy śniadaniu...współczuli mi, że tak długo musiałam nad tym plikiem pracować

...myślałam ze się udławię

- pospałem więcej niż zazwyczaj. Tylko żebym jeszcze myśli posklejał. Wiesz jak leje?

- ja jutro odrobię senne zaległości

- no tak, dzisiaj piątek. Będziesz miała seks rodzinny?

- nie będzie rodzinnego seksu  dzisiaj. Przeniesiony na inny dzien.

- decyzje zapadły z góry?

- zawsze zapadają i są zaplanowane...wrrr...jak kupno chleba,  gazety, bluzki ? Pisałeś coś ostatnio?

- właśnie o tym mówiłem, chciałem się do „barek” zabrać, ale jakiś pusty jestem. Ten deszcz. Deszcz... Deszcz. Wiesz, co to jest apatia umysłowa?

- wiem. Stan spoczynkowy mózgu...Okropieństwo

- spoczynkowy ??? Delikatnie to nazwałaś. Ja się czuje jakby mi mózg wyjadało

- jakoś tak mi wpadło do głowy w tej chwili

- wszystko wykonuje automatycznie i na dodatek... Niesumiennie

- to przejdzie

- jeszcze po śniadaniu nie posprzątałem a już obiad gotuje.

Syf w kuchni, łóżko nie pościelone.

- nie szkodzi

- moja enklawa zamieniła się dzisiaj w stos lenistwa

- taki dzień też musi być...żeby docenić dzień pełen inwencji. Napisz o dzisiejszym dniu, jaki jest..

- hmmm.... do dupy. Można to zamknąć w dwóch słowach

- to napisz, że jest do dupy. A... teraz trzy słowa o nim

- do wielkiej dupy

- pięknie...ale zadanie nie wykonane...bo muszą to być nowe słowa,

wstawiłeś dwa stare. Trzy nowe słowa proszę.

- do dupy...kobiety renesansu.

- hehehehe, czyli do wielkiej dupy. Pięęęknie

- wróciliśmy do punktu wyjścia.

- cholera, jakie to śliczne. Z drżeniem poproszę cię o cztery nowe słowa.

- więc... do dupy kobiet renesansu, nie modelki a kurtyzany, czyli do kurewskiej dupy.

I do tego ten deszcz, który rozmazuje farbę.

- czasami są to ładne dupska...czyli ten dzień nie jest całkiem pozbawiony urody?

- rozmazuje i tworzy z tej wielkiej dupy renesansu jeszcze większa dupę Mc Donald'a

- pakujesz to dupsko w bułkę i pewnie polejesz tego hamburgera keczupem z musztardą

- za dużo koloru to wprowadzi, a dzień jest...szary

- kto dzwoni?

- żona. Ma dzisiaj dzień ataków, czyli jeszcze bardziej do dupy niż można sobie duża dupę wyobrazić

- ojej...może pogoda ma na to wpływ

- jesień, życie, proza a mnie motywów brak, słońce wyszło. Dupa się zmniejszyła

- cienieją rubensowskie kształty? Polerują się okrągłości?

- nie, jeszcze są. Jest sporo ciała, ale w proporcjach

- znów zachodzi słońce za chmury. O kurwa jak pada a ja muszę wyjść.

- uśmiechnij się do mnie.

-przecież uśmiecham się.

- kiedy wrócisz do domu.

-około północy

-pa. Będę czekała.

-pa będę się śpieszył.

Wziąłem parasol, zatrzasnąłem drzwi i wyszedłem w dzień nasycony monotonią  kropel,emocji i sztuką renasansu.

                                                                               bogbag

 

 

bogbag : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz