lut 25 2006

AUSTRIA - KRZYWA WIEŻA - XXIV


Komentarze: 1

 

- krzywa cipa w kościele - 

 

Pierwsza niedziela w Wiedniu, nie przypominała w niczym pogodnych dni wolnych od zajęć

w Polsce. Rodzinne śniadanie.

Spotkanie z kolegami w parku 3-go maja.

Mecz w piłkę nożną czy jogging, później stała kawiarnia, w której spotykaliśmy się na piwie.

Obiad znów w gronie najbliższych i wieczorne imprezy z znajomymi.

Kino. Schematy wypalane przez wiele lat traciły swoje wzory.

W półmrocznym pomieszczeniu gdzie stały sanitariaty próbowałem zmyć z siebie ślady

dezorganizacji i niepewności dnia kolejnego. Śniadanie.

Konserwa z puszki, chleb i woda przegotowana w blaszanym kubku.

Mając dosyć ponurości i żadnego azymutu celu, poszliśmy do naszych ćwierć znajomych.

Mieszkali w sąsiednim bezriku wiec dało się przebyć odległość z buta.

Buty mieliśmy dobre.

Nowe. Zakupione jeszcze w Berlinie w czasach nie tak odległej beztroskiej pogoni

za przygodami. Jeździliśmy tam, co miesiąc mając znakomite połączenie w nocy.

Dwudziesta z groszami wyjazd z Łodzi. Kuszetka.

Około szóstej rano wysiadka w Berlinie.

Drobne geszefty z cyganami, dzień rozrywki, zakupów i powrót, również nocnym

pociągiem, z zerowym bilansem zysków i strat finansowych.

Bogatsi o kolejna eskapadę.

 

 - Jedziecie z nami na Kahlenberg? – powitał nas pytaniem chłopak, którego poznałem

trzy dni temu i nie wiedziałem nawet jak ma na imię.

- a co tam jest?

- Kościół.

- do Kościoła? Kościół mamy przecież przed oknami.

- to inny Kościół...polski

- a jaka to różnica? Czczą tam, Sobieskiego?

- Tam nie czczą nikogo. Tam czci się kontakty.

Jechaliśmy ok. 30 min. Pierwszy raz widziałem, choć przelotnie, zza szyby samochodu,

piękno miasta. Przytłoczony jednak problemami egzystencjonalnymi nie potrafiłem

realizować tych faktów i oddać się skupieniu i prawdziwej ocenie tego, co stanowiło klimat

architektury i historii.

Budynek kościoła stał za ogrodzeniem z prętów metalowych o wysokości 150 cm

i zakończonych ostrymi jak strzały grotami.

Przebijając się przez tłum z ciekawości wszedłem do świątyni Boga.

W skupieni i ciszy stało nie więcej jak trzydzieści osób. Wyszedłem.

Na zewnątrz liczba uczestników nabożeństwa była pięciokrotnie większa.

Gwar i tumult.

Atmosfera jarmarku lub giełdy papierów wartościowych.

Rewia mody, giełda samochodów.

Głośne...Kto co kupił, szeptane?...Kto co ukradł?

Płot, oddzielający ruch uliczny od miejsc sakralnych stanowił unikalną tablicę ogłoszeń.

Na każdym pręcie nabite były ogłoszenia;

- poszukuje pracy......

- poszukuje mieszkania....

- poszukuje pracy.....

- kupie....

- sprzedam.....

- puszkuje pracy..

...............

Do ogrodzenia podszedł chłopak ok.25 lat.

Nabił na jeden z nielicznych nie udekorowanych grotów kartkę formatu A4.

 

 

POSZUKUJĘ MIESZKANIA.

INFORMACJĘ  PROSZĘ KIEROWAĆ POD ADRESEM:

FRANCISZEK KALINOWSKI.

MAYERSTR 26

 

- jakie masz oczekiwania? – Zadałem pytanie w przypływie świadomości, że jest coś,

co my mamy a inni potrzebują.

- łóżko, kuchnia, toaleta.

- masz pieniądze na kaucje?

- skoro wymagacie to mam. Mieszkam z pedałem i sytuacja jest uciążliwa. -

Mówiąc to ruchem głowy wskazał na człowieka stojącego nieopodal.

- nie przyglądaj mi się tak badawczo. Mam dziewczynę w Polsce.

 

Mężczyzna miał około czterdziestu lat. Był zadbany. W jego sylwetce widoczne było

skrzywienie i to nie tylko to seksualne.

Asymetria czyni człowieka ciekawszym w chwili, kiedy dusza nie pasuje do ciała.

Kiedy jego wizualny odbiór przez innych, całkowicie łamie wyobrażenia o bogatości wnętrza

i szerokości horyzontów myślowych?

Osobnik ten nie posiadał jednak takowej.

Karol, bo tak miał na imię obiekt naszej lustracji, mieszkał w Wiedniu od kilku lat.

Cały dzień spędzał w przybytkach gastronomii.

Część dnia, pochłaniała mu praca w dużej restauracji w Stadtparku, gdzie lawirował

pomiędzy stolikami z tacami pełnymi golonek i piwa w masywnych szklanych kuflach.

Pozostała cześć wolnego czasu upływała mu w kafejce niedaleko stacji U-Bahn

przy Karlsplatz, znanej ze spotkań homoseksualistów.

W mieszkaniu, Karol tankował snem siły, obciągał laski i dawał dupy.

Jego, na jedna stronę, pochylającą się sylwetka i zamiłowania do wystawiania się i bzykania

przez innych nadały mu przydomek  „krzywa cipa ”.

 

- Jak masz na imię

- Franek – odpowiedział i wyciągnął do mnie dłoń.

- będzie cię to kosztowało 100 dolarów

- będę wieczorem.

Podałem mu adres.

 

Dzięki kościelnej giełdzie, Franek znalazł nową enklawę schronienia.

My kompana na parę miesięcy i środki na przetrwanie kolejnych dni.

Zbiorowisko pomału traciło na gęstości. Ludzie rozchodzili się.

Jedni zadowoleni z przebiegu modlitwy bazarowej, inni zawiedzeni i sfrustrowani z głowami

opuszczonymi na piersiach i ramionami pochylonymi do przodu w geście zamknięcia.

 

„ Krzywa cipa ” rozglądał się dalej po rozchodzących, wypatrując

 w twarzach kolejnej ofiary tamtych czasów, która w geście podzięki,

za udzielone schronienie, byłaby gotowa zasadzić mu bolca...

 

                                                                                              bogbag

 

 

bogbag : :
26 lutego 2006, 21:36
jeny ... co za \'adventure\' , jak \'book\' normalnie ... zeby ja tak mogla pisac ... a tytul , krzywa cipa :o) haha ... jak tam u Ciebie ?

pozdrawiam .

Dodaj komentarz