AUSTRIA - W IMIENIU PRAWA - XXVII
Komentarze: 0
- imieniu prawa -
Zbliżał się do końca trzeci miesiąc pobytu w Wiedniu.
Nasza komuna zamknięta w dwóch pokojach rozwinęła się do siedmioosobowej zgranej
grupy.
Trójka z nas, która zapłaciła kaucje za nasz przytułek wolności, na dobra sprawę
mieszkała za darmo.
Pozostałe osoby w całości pokrywały koszty miesięcznego czynszu.
Z pracą też, z tygodnia na tydzień, zaczynało być coraz lepiej.
Kilkoro z nas pracowało w Eduscho na zasadach prac sezonowych dla studentów.
W domu rosły sterty najlepszych gatunków kawy i czekolady.
Stanowiły one znakomity towar handlu wymiennego z polskim turystami, którzy
tabunami przybywali na Mexico Platz.
Wymienialiśmy wonne ziarna i tabliczki słodkości na alkohol i papierosy.
STABILIZACJA!
Światło na końcu tunelu zaczynało stawać się coraz wyraźniejsze, kiedy nagle
przesłoniła je żółta plama.
Graliśmy w karty i oglądaliśmy telewizje. Było wczesne popołudnie.
Dziewczyny o tej porze pracowały w restauracjach a dwójka z naszych lokatorów
nie wróciła jeszcze z pracy.
Rozbrzmiało metaliczne „ dryn, dryn, dryn ” wydane z czaszy mechanicznego dzwonka.
Z mojego miejsca widziałem postać w żółtym okryciu stojącą na korytarzu za oszklonymi
drzwiami wejściowymi.
Wydala mi się obca.
To była perfekcyjnie przeprowadzona akcja.
Kiedy Franciszek przekręcił zasuwkę, drzwi otworzyły się z impetem ładunku
wybuchowego?
Sam znalazł się postawiony pod ścianą, a ja i Maciek zostaliśmy rzuceni na podłogę.
Nie rozumiejąc niczego, co zaistniało w ciągu niespełna dwóch sekund, przyciśnięty
kolanem do podłogi, z głową unieruchomiania przez dłoń
wpleciona w moje włosy i chłodem lufy pistoletu przy skroni, starałem się porządkować
myśli
- co się stało. Skąd się wzięli ci ludzie. Kim oni są?
Mój kolor, który miał stale miejsce na lawie zmieszał się z kolorami, rozrzuconych
po podłodze kart.
Trwało to..3, może...4 minuty, w których wydarzenia ostatnich miesięcy przedstawiały się
w chronologicznej, retrospektywie.
Każdemu obrazowi towarzyszył jasny błysk, jakby przy pomocy flesza
oświetlała się w danym ułamku sekundy zaszufladkowana i odświeżana informacja.
Fotografie z pamięci błądziły ulicami miasta, odwiedzały
tłumne, gwarne, przesycone zapachem dobrego tytoniu kafejki, o których
pisał Irving umieszczając w nich Garpa szukającego własnej wizji świata.
Tumultowy i śpiewający Grinzing, Prater, opera, Schnbrunn.
Ponad 600 letnia Katedra Stefana z jej 230 000 dachówek i strzelista wieża, ukazując
misterną sztukę budownictwa, na którym osiadał biały nalot czasu.
Epistemologiczny realizm został przykryty ciemną kotarą surrealizmu sytuacji.
Posadzili nas na łóżku a żółta plama usiadł w naszym centrum kosmicznym.
Mówił po polsku z czeskim akcentem.
- policja kryminalna. Paszporty i zameldowanie.
Tak zwany Meldezetel był najważniejszym papierkiem, dającym możliwość
swobodnego poruszania się po Austrii.
Jego brak groził natychmiastową deportacją.
Dwóch pozostałych przeszukiwało w tym czasie mieszkanie
- ilu was mieszka?
- siedmioro - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą
- gdzie są pozostali?
- pracują
- macie zezwolenie na prace?
Podaliśmy mu legitymacje firmowe i zaświadczenia o legalności zatrudnienia.
Studiował w milczeniu dokumenty po czym zaczął robić notatki w służbowym notesie.
Dwaj agresorzy w imieniu prawa zakończyli swoje poszukiwania
- nic nie ma
- czego panowie szukacie?
- wczoraj wieczorem był napad z bronią na dom Rosenberg.
To byli wschodnioeuropejczycy.
- my nie mamy nic wspólnego z tą sprawą
- to ja określam, kto ma a kto nie ma.
- z pewnością. Ale mogę zapewnić, ze my jesteśmy czyści.
Bezsens tej rozmowy był tak oczywisty jak to, ze mogą z nami zrobić, co chcą.
Sytuacja, w której się znależliżmy przypominała ziarno zboża, które dostaje się pomiędzy
koła zębate państwa i jego organów.
Przesypywane przez rożnego rodzaju instytucje, obserwujące cały proces, egzystencjonalny
na poszczególnych etapach podnosząc kciuk do góry w geście cichego zezwolenia na
dalsze przebywanie w kraju walca, lub spuszczając w dół decydując o oczyszeniu kroków
tego wiedeńskiego tańca.
Metoda dosyć przypominająca polskie struktury postępowania
z przestępstwem. coś na wzór totalitaryzmu, jakby priorytety stawiane przed państwem
rozmydlały się w problemach marginesalnych, jakby mądrość zawarta w „ byt kształtuje
świadomość „ była tylko sloganem.
Różnonarodowość, różna rasowość czy różna wyznaniowość może być problemem, ale tylko
w chwilach, kiedy państwo nie prowadzi profilaktycznej polityki integracyjnej.
Kiedy pozwala rozwijać się żywiołowi różności na własny, nieprzewidziany
i niekontrolowany sposób.
Tak wiec my siedzieliśmy w kontrolowany sposób w niekontrolowanej sytuacji.
Czując ciarki grozy na ciele.
„ Żółta plama ” zabujał się w fotelu.
Wstał sprężyście ze słowami
- my się jeszcze zobaczymy.
Trzasnęły drzwi. Nastąpiła chwila całkowitej ciszy.
Krótka chwila zakłócona krzykami i podobnymi odgłosami, jakie miały
miejsce 30 min wcześniej u nas.
- to pod trzynastka. Odezwał sie Franek.
Pod trzynastka mieszkało 5 Polaków.
Nie byli tak zorganizowani jak my. Brakowało tez im szczęścia w poszukiwaniu pracy.
Rysiek był od trzech miesięcy i przepracował zaledwie kilka dni.
W kraju żona, dwójka dzieci, długi zaciągnięte na konto wyjazdu.
Od jakiegoś czasu było widać pogłębiająca się depresje.
Unikał kontaktu z ludźmi.
Zamykał się w swoich problemach nie dopuszczając do nich świata zewnętrznego.
Dekonstrukcja psychiczna tykała prowokująco.
Oczy, od jakiegoś czasu miał szeroko otwarte w ciągłym napięciu i wyczekiwaniu.
Było widać, ze się bal. Bal się tego, co może przynieść dzien. kolejny. Czyli nic.
Po akcji przeprowadzonej u nich w mieszkaniu całkowicie zamknął się w sobie.
Nie odezwał się do nikogo przez cały wieczór.
Rano znaleziono go z przecięta tętnica w nadgarstku dłoni.
Ręka spoczywała w bordowo-brązowej, gęstniejącej, lepkiej masie krwi.
Jego wolność i pragnienia wypłynęły w ciągu kilkunastu minut swoim własnym
rytmem „ Nad pięknym, modrym Dunajem ”.
Na korytarzach Mexicoplatz 3 rozległ się krzyk
- a mówiłem wam kurwa mać nie trzynastka!
A mówiłem. Nie trzynastka!!!
bogbag
Dodaj komentarz