Archiwum 28 lutego 2006


lut 28 2006 AUSTRIA - W IMIENIU PRAWA - XXVII
Komentarze: 0

 

- imieniu prawa -

Zbliżał się do końca trzeci miesiąc pobytu w Wiedniu.

Nasza komuna zamknięta w dwóch pokojach rozwinęła się do siedmioosobowej zgranej

grupy.

Trójka z nas, która zapłaciła kaucje za nasz przytułek wolności, na dobra sprawę

mieszkała za darmo.

Pozostałe osoby w całości pokrywały koszty miesięcznego czynszu.

Z pracą też, z tygodnia na tydzień, zaczynało być coraz lepiej.

Kilkoro z nas pracowało w Eduscho na zasadach prac sezonowych dla studentów.

W domu rosły sterty najlepszych gatunków kawy i czekolady.

Stanowiły one znakomity towar handlu wymiennego z polskim turystami, którzy

tabunami przybywali na Mexico Platz.

Wymienialiśmy wonne ziarna i tabliczki słodkości na alkohol i papierosy.

STABILIZACJA!

Światło na końcu tunelu zaczynało stawać się coraz wyraźniejsze, kiedy nagle

przesłoniła je żółta plama.

Graliśmy w karty i oglądaliśmy telewizje. Było wczesne popołudnie.

Dziewczyny o tej porze pracowały w restauracjach a dwójka z naszych lokatorów

nie wróciła jeszcze z pracy.

Rozbrzmiało metaliczne „ dryn, dryn, dryn ” wydane z czaszy mechanicznego dzwonka.

Z mojego miejsca widziałem postać w żółtym okryciu stojącą na korytarzu za oszklonymi

drzwiami wejściowymi.

Wydala mi się obca.

 

To była perfekcyjnie przeprowadzona akcja.

Kiedy Franciszek przekręcił zasuwkę, drzwi otworzyły się z impetem ładunku

wybuchowego?

Sam znalazł się postawiony pod ścianą, a ja i Maciek zostaliśmy rzuceni na podłogę.

Nie rozumiejąc niczego, co zaistniało w ciągu niespełna dwóch sekund, przyciśnięty

kolanem do podłogi, z głową unieruchomiania przez dłoń

wpleciona w moje włosy i chłodem lufy pistoletu przy skroni, starałem się porządkować

myśli

- co się stało. Skąd się wzięli ci ludzie. Kim oni są?

Mój kolor, który miał stale miejsce na lawie zmieszał się z kolorami, rozrzuconych

po podłodze kart.

 Trwało to..3, może...4 minuty, w których wydarzenia ostatnich miesięcy przedstawiały się

w chronologicznej, retrospektywie.

Każdemu obrazowi towarzyszył jasny błysk, jakby przy pomocy flesza

oświetlała się w danym ułamku sekundy zaszufladkowana i odświeżana informacja.

Fotografie z pamięci błądziły ulicami miasta, odwiedzały

tłumne, gwarne, przesycone zapachem dobrego tytoniu kafejki, o których

pisał Irving umieszczając w nich Garpa szukającego własnej wizji świata.

Tumultowy i śpiewający Grinzing, Prater, opera, Schnbrunn.

Ponad 600 letnia Katedra Stefana z jej 230 000 dachówek i strzelista wieża, ukazując

misterną sztukę budownictwa, na którym osiadał biały nalot czasu.

Epistemologiczny realizm został przykryty ciemną kotarą surrealizmu sytuacji.

 

Posadzili nas na łóżku a żółta plama usiadł w naszym centrum kosmicznym.

Mówił po polsku z czeskim akcentem.

- policja kryminalna. Paszporty i zameldowanie.

Tak zwany Meldezetel był najważniejszym papierkiem, dającym możliwość

swobodnego poruszania się po Austrii.

Jego brak groził natychmiastową deportacją.

Dwóch pozostałych przeszukiwało w tym czasie mieszkanie

- ilu was mieszka?

- siedmioro - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą

- gdzie są pozostali?

- pracują

- macie zezwolenie na prace?

Podaliśmy mu legitymacje firmowe i zaświadczenia o legalności zatrudnienia.

Studiował w milczeniu dokumenty po czym zaczął robić notatki w służbowym notesie.

Dwaj agresorzy w imieniu prawa zakończyli swoje poszukiwania

- nic nie ma

- czego panowie szukacie?

- wczoraj wieczorem był napad z bronią na dom Rosenberg.

To byli wschodnioeuropejczycy.

- my nie mamy nic wspólnego z tą sprawą

- to ja określam, kto ma a kto nie ma.

- z pewnością. Ale mogę zapewnić, ze my jesteśmy czyści.

 

Bezsens tej rozmowy był tak oczywisty jak to, ze mogą z nami zrobić, co chcą.

Sytuacja, w której się znależliżmy przypominała ziarno zboża, które dostaje się pomiędzy

koła zębate państwa i jego organów.

Przesypywane przez rożnego rodzaju instytucje, obserwujące cały proces, egzystencjonalny

na poszczególnych etapach podnosząc kciuk do góry w geście cichego zezwolenia na

dalsze przebywanie w kraju walca, lub spuszczając w dół decydując o oczyszeniu kroków

tego wiedeńskiego tańca.

Metoda dosyć przypominająca polskie struktury postępowania

z przestępstwem. coś na wzór totalitaryzmu, jakby priorytety stawiane przed państwem

rozmydlały się w problemach marginesalnych, jakby mądrość zawarta w „ byt kształtuje

świadomość „ była tylko sloganem.

Różnonarodowość, różna rasowość czy różna wyznaniowość może być problemem, ale tylko

w chwilach, kiedy państwo nie prowadzi profilaktycznej polityki integracyjnej.

Kiedy pozwala rozwijać się żywiołowi różności na własny, nieprzewidziany

i niekontrolowany sposób.

 

 Tak wiec my siedzieliśmy w kontrolowany sposób w niekontrolowanej sytuacji.

Czując ciarki grozy na ciele.

„ Żółta plama ” zabujał się w fotelu.

Wstał sprężyście ze słowami

- my się jeszcze zobaczymy.

Trzasnęły drzwi. Nastąpiła chwila całkowitej ciszy.

Krótka chwila zakłócona krzykami i podobnymi odgłosami, jakie miały

miejsce 30 min wcześniej u nas.

- to pod trzynastka. Odezwał sie Franek.

 

Pod trzynastka mieszkało 5 Polaków.

Nie byli tak zorganizowani jak my. Brakowało tez im szczęścia w poszukiwaniu pracy.

Rysiek był od trzech miesięcy i przepracował zaledwie kilka dni.

W kraju żona, dwójka dzieci, długi zaciągnięte na konto wyjazdu.

Od jakiegoś czasu było widać pogłębiająca się depresje.

Unikał kontaktu z ludźmi.

Zamykał się w swoich problemach nie dopuszczając do nich świata zewnętrznego.

Dekonstrukcja psychiczna tykała prowokująco.

Oczy, od jakiegoś czasu miał szeroko otwarte w ciągłym napięciu i wyczekiwaniu.

Było widać, ze się bal. Bal się tego, co może przynieść dzien. kolejny. Czyli nic.

Po akcji przeprowadzonej u nich w mieszkaniu całkowicie zamknął się w sobie.

Nie odezwał się do nikogo przez cały wieczór.

Rano znaleziono go z przecięta tętnica w nadgarstku dłoni.

Ręka spoczywała w bordowo-brązowej, gęstniejącej, lepkiej masie krwi.

Jego wolność i pragnienia wypłynęły w ciągu kilkunastu minut swoim własnym

rytmem „ Nad pięknym, modrym Dunajem ”.

Na korytarzach Mexicoplatz 3 rozległ się krzyk

- a mówiłem wam kurwa mać nie trzynastka!

A mówiłem. Nie trzynastka!!!

                                                                           bogbag

 

 

bogbag : :