Komentarze: 0
-Dzień Rubensa-
Zadzwonił telefon
- kurwa mać - zatrzęsło przebudzeniem.
Nakryłem głowę poduszką chcąc przedłużyć sen.
Wiedziałem, kto dzwoni tak samo jak i wiedziałem, jaka pogoda jest na zewnątrz nie podnosząc nawet żaluzji.
Po nocnych eskapadach w krainę seksu i rozszerzania odbioru i czucia w przestrzeni wirtualnej potrzebowałem odpoczynku.
- Cześć – formowało się z drgań membrany telefonicznej
- możesz mi pogratulować.
- gratuluje.
- obudziłem cię?
Zaspanymi oczami spojrzałem na display telefonu komórkowego. Dochodziła 10,30
- nie, nie no coś ty. Nie śpię już od dwóch godzin.
- od dzisiaj pracuję na swój rachunek.
Glos był radosny i nie wiedzący.
- jestem szefem dla siebie.
- super sprawa. Odpowiedziałem, bo nie chciałem mu odbierać złudzeń.
Nie wiedzący głos, nie wiedział, ze mogą przyjść chwile, że szef chcąc zaspokoić głód będzie musiał ukraść torebkę zupy w papierku.
- Kupię butelkę na wieczór, przecież to trzeba uczcić -
Nadal płynęła euforia do ucha.
- kup koniecznie. I napij się za sytość dnia dzisiejszego.
- he he. Wpadnę do ciebie w niedziele.
- wpadnij. Jestem w domu.
- cześć.
Apatycznie zwlekłem się z łóżka. Podciągnąłem żaluzje. Deszcz lał równym rytmem, a szarość zawierała się w każdej jego kropli. Szybka toaleta. Chłodny natrysk przywrócił mnie tej bezbarwnej farbie dnia.
Śniadanie standard. Bez wędliny. Ser z grzybem szlachetnym, pomidor, actimel, herbata.
Znów zadzwonił telefon.
- dzień dobry Herr Badowski. Pańska koncepcja nie dotarła jeszcze do naszego urzędu i w związku z powyższym, sprawa zatwierdzenia podania o działalność gospodarczą nie może zostać nadal zamknięta.
- dziękuję, zadzwonię do pana jutro Her Kitle.
Odkładając słuchawkę bluźniłem w duchu jak szewc.
Niekompetencja kompetentnych ludzi była w tym kraju na każdym kroku widoczna i coraz bardziej jaskrawa.
Jaskrawość w szarym dniu. Włączyłem komputer.
Okienko yahoo messender otworzyło się automatycznie.
- witaj mój królu, jesteś?
- yhy, czekam na telefon
- deszcz pada, ale świat jest piękny. I jeszcze ważna informacja posłuchaj uważnie
- tak?
- kocham cię
- ja ciebie też damo, jakiś spięty jestem. Martwię się.
- co ci jest, czym się martwisz?
- nie potrafię napisać zdania sensownego.
- powiedz, czemu nie możesz się skupić?
- potrzebuje motywu. Może być twoja pierś i...słowa popłyną.
- wiesz przy śniadaniu...współczuli mi, że tak długo musiałam nad tym plikiem pracować
...myślałam ze się udławię
- pospałem więcej niż zazwyczaj. Tylko żebym jeszcze myśli posklejał. Wiesz jak leje?
- ja jutro odrobię senne zaległości
- no tak, dzisiaj piątek. Będziesz miała seks rodzinny?
- nie będzie rodzinnego seksu dzisiaj. Przeniesiony na inny dzien.
- decyzje zapadły z góry?
- zawsze zapadają i są zaplanowane...wrrr...jak kupno chleba, gazety, bluzki ? Pisałeś coś ostatnio?
- właśnie o tym mówiłem, chciałem się do „barek” zabrać, ale jakiś pusty jestem. Ten deszcz. Deszcz... Deszcz. Wiesz, co to jest apatia umysłowa?
- wiem. Stan spoczynkowy mózgu...Okropieństwo
- spoczynkowy ??? Delikatnie to nazwałaś. Ja się czuje jakby mi mózg wyjadało
- jakoś tak mi wpadło do głowy w tej chwili
- wszystko wykonuje automatycznie i na dodatek... Niesumiennie
- to przejdzie
- jeszcze po śniadaniu nie posprzątałem a już obiad gotuje.
Syf w kuchni, łóżko nie pościelone.
- nie szkodzi
- moja enklawa zamieniła się dzisiaj w stos lenistwa
- taki dzień też musi być...żeby docenić dzień pełen inwencji. Napisz o dzisiejszym dniu, jaki jest..
- hmmm.... do dupy. Można to zamknąć w dwóch słowach
- to napisz, że jest do dupy. A... teraz trzy słowa o nim
- do wielkiej dupy
- pięknie...ale zadanie nie wykonane...bo muszą to być nowe słowa,
wstawiłeś dwa stare. Trzy nowe słowa proszę.
- do dupy...kobiety renesansu.
- hehehehe, czyli do wielkiej dupy. Pięęęknie
- wróciliśmy do punktu wyjścia.
- cholera, jakie to śliczne. Z drżeniem poproszę cię o cztery nowe słowa.
- więc... do dupy kobiet renesansu, nie modelki a kurtyzany, czyli do kurewskiej dupy.
I do tego ten deszcz, który rozmazuje farbę.
- czasami są to ładne dupska...czyli ten dzień nie jest całkiem pozbawiony urody?
- rozmazuje i tworzy z tej wielkiej dupy renesansu jeszcze większa dupę Mc Donald'a
- pakujesz to dupsko w bułkę i pewnie polejesz tego hamburgera keczupem z musztardą
- za dużo koloru to wprowadzi, a dzień jest...szary
- kto dzwoni?
- żona. Ma dzisiaj dzień ataków, czyli jeszcze bardziej do dupy niż można sobie duża dupę wyobrazić
- ojej...może pogoda ma na to wpływ
- jesień, życie, proza a mnie motywów brak, słońce wyszło. Dupa się zmniejszyła
- cienieją rubensowskie kształty? Polerują się okrągłości?
- nie, jeszcze są. Jest sporo ciała, ale w proporcjach
- znów zachodzi słońce za chmury. O kurwa jak pada a ja muszę wyjść.
- uśmiechnij się do mnie.
-przecież uśmiecham się.
- kiedy wrócisz do domu.
-około północy
-pa. Będę czekała.
-pa będę się śpieszył.
Wziąłem parasol, zatrzasnąłem drzwi i wyszedłem w dzień nasycony monotonią kropel,emocji i sztuką renasansu.
bogbag