Komentarze: 1
- cierpienie -
/27/
smugi szarpane
cierpieniem i nadzieja,
ciekną po licu.
bogbag
- cierpienie -
/27/
smugi szarpane
cierpieniem i nadzieja,
ciekną po licu.
bogbag
- przebudzenie - / 103 /
słońca powstanie
rodzi nową nadzieje
na carpe diem.
bogbag
podwójna emigracja
emigracja zewnętrzna
ucieczka w odwadze
powielanie materialne
w konformistycznym ładzie.
*
nad kreską, pod kreską
pieniądz, myśl czy duma
bilans strat i zysków
zwija się w kołtuna.
*
deficyty czasu
na dotyk, na słowa
w wyuzdanym seksie
pozorna odnowa.
*
nad kreską, pod kreską
pieniądz, myśl czy duma
bilans strat i zysków
zwija się w kołtuna.
*
swąd początku końca
cos umiera, tonie
nic nie będzie jak wcześniej
w tej życia odsłonie.
*
nad kreska, pod kreska
pieniądz, myśl czy duma
bilans strat i zysków
zwija się w kołtuna.
*
zewnątrz się zgubiło
w myślach poplątaniu
pod pokładem życia
we wnętrza szukaniu
*
nad kreska, pod kreska
pieniądz, myśl czy duma
bilans strat i zysków
zwija się w kołtuna.
bogbag
Był wieczór. Kolejny paskudny. Sporo ich jest tego lata.
Przeplatany obfitymi deszczami, gradobiciem, piorunami i błyskawicami.
Pies, jak zwykle w czasie burzy, szukał schronienia w najciemniejszym zakamarku mieszkania.
Znajdując otulony ciemnościami kąt, uspakajał się na parę chwil, w nadziei, że tam nie dotrą
odgłosy tego zjawiska natury a ciepły półmrok pokoju, nie będzie cięty nagłymi ostrymi
brzytwami światła. Znów za oknem oślepiający ług, który wytwarza się podczas tej wspanialej
gry natury w wyrównywanie potencjałów elektrycznych. Liczę w myślach... 1,....2,...3, ... i.....grzmot.
Jamniczka bojaźliwie zerwała się w poszukiwaniu nowego schronienia.
Biedny pies nie potrafi zrozumieć, co się dzieje. Skąd się biorą u niego takie obawy i lęki.
Wziąłem ją na ręce z nadzieją, że ciepło i dotyk moich dłoni odbiorą jej trochę lęków i obaw.
Byłem sam. Córka poszła do żony.
Mają zawsze dzień lub dwa w tygodniu, które spędzają razem łącznie z nocami.
Solidarność kobieca bierze górę. Dobrze, że tylko na te chwile.
Dobrze że ją mam. Dobrze, że ta dziewczyna wybrała mnie na stałego opiekuna.....Dobrze...
Jest wiele „dobrze”. To największe, najważniejsze „dobrze”, to to że trzyma mnie przy życiu
.... mobilizuje. Usiadłem przed laptopem.
Wszystkie kolejne czynności są tylko powtarzającym się mechanizmen. Szablonem.
Jak nakręcana zabawka? Niby człowiek z krwi i kości, duszy, która nadaje profil myślom,
podświadomości i świadomości. Ta ostatniajednak przestała funkcjonować zgodnie z zasadami
zdrowego rozsądku. Zamieniła się w maleńki kluczyk, który nakręca pragnienia, wprowadza w ten schematyczny trans.......Włącznik, ....passwort,......internet-explorer, .....onet, .....czat, .....login …..
Popatrzyłem na nicki w pokoju. Nie było jej. Od dawna już jej nie ma dla innych.
To efekt wymieszania wirtualnosci, rzeczywistości, fałszu i prawdy, słów powiedzianych
i przemilczanych... Zamyśliłem się.
Zadzwonił telefon. Dochodziła 21.
–Cześć- usłyszałem w słuchawce glos. -Chcesz zarobić trochę kasy?
Potrzebuje kogoś, kto pojedzie szybko do Regensburga. To w sumie tylko 260 km -.
-Tak. Będę za 10 minut -.
To były jedyne słowa, które wypowiedziałem głośno tego wieczoru.
Nie musiałem się zastanawiać. Ostatnie miesiące ciągnące zmianę za zmianą w moim życiu
wyczerpały wszystkie środki, rezerwy, które pozwalały mi utrzymać się na dobrym poziomie
materialnej płaszczyzny życia. Podróże, hotele, restauracje, kobiety...
wszystko zostało zawieszone, odsuwało się w zapomnienie.
Ona.
Znów myśli o niej. Przyjąłem je, tak jak od miesięcy już je przyjmuje.
Nauczyłem się nie walczyć z myślami, rozmawiam z nimi budując wewnętrzny monolog słyszalny
tylko dla mnie. Z ćwiczeń yogi wiedziałem jak sobie radzić z myślami natrętnymi, ale myśli o niej,
chociaż bolesne, spienione jak fale oceanu, rwące umysł jak reumatyzm chory ustrój,
jak pierścienie zaciskające się wewnątrz oszalałej pod wpływem prawdy głowy, nie były natrętne.
...... Wręcz oczekiwane....
Kim ona jest? Dlaczego to robi? Dlaczego?.. Dlaczego?...
Ciągle dudnienie rytmiczne rozkładane na sylaby dla-cze-go ???
Zszedłem do garażu.
Wziąłem samochód żony. Jest silniejszy i szybszy. Od kilku miesięcy nie mieszkamy razem.
O dziwo to, co przez kilkanaście lat, spędzonych w małżeńskim związku, nie funkcjonowało,
nie sprawia najmniejszych trudności w nowo utworzonych realiach.
Sama zaproponowała wspólne korzystanie z tych dóbr wiedząc, że jazda samochodem jest dla mnie
więcej niż możliwością przemieszczania się z miejsca na miejsce.Uruchomiłem silnik.
Metalicznie wibrujący dźwięk motoru V-6 , 200 koni mechanicznych wyrwał mnie z odrętwienia.
Dojechanie do firmy, zabranie przesylki i wyjazd na autostradę zajęło mi kilkanaście minut.
Był kwadrans przed dziesiąta. Samotność z domu wlokła się za mną i teraz niczym pasażerka zajęła
miejsce obok wtulając się w ciepłą skórę fotela.. icha muzyka w radiu nadchodząca ciemność,
droga i myśli. Myśli o niej.... Jaki motyw jej przyświecał? Czym się kierowała?
Co skłaniało ją do tego?
Burza cichła przesuwając się w kierunku północno wschodnim zabierając ze sobą coraz słabiej
dudniące o szyby i karoserie duże, rozbryzgujące się na mgliste, miniaturowe cząstki wilgoci,
tak jakby się oddzielał wodór od tlenu, krople deszczu.
Z każdą nadchodzącą minutą warunki jazdy poprawiały się coraz bardziej.
Na czarnym asfalcie pojawiały się pomału przesuszane ciepłem toczących się kół, wyraźne ślady,
szybko schnącej nawierzchni.
Wcisnąłem gwałtownie pedał gazu. Silnik zaryczał wskakując błyskawicznie na wysokie obroty.
Poczułem tak bardzo dobrze mi znane i przyjemne krótkie szarpniecie ciała do przodu i ułamek
sekundy później siłę dociskającą mnie do oparcia siedzenia. 160... 180.... 200 .... 220.
Czułem jak adrenalina wzrasta, stając się wreszcie pokarmem dla emocji.
Ucieczka w noc....Ucieczka przed prawdą.Właśnie prawda to ona zakłócała mój spokój.
Od dłuższego czasu podejrzewałem nieszczerość ze strony tej kobiety.
Glos....tu..... Szept....tam. Coraz więcej informacji zaczynało się składać w kształtna mozaikę,
z której wyłaniał się pomału obraz prawdy. Tej prawdziwej prawy, a nie tej, która sam budowałem,
w która chciałem wierzyć. Błędem jest łączenie prawdy i wiary.
Prawda to zapis historyczny udokumentowany informacjami, kto, gdzie, kiedy.
Prawda to zgodność myśli, mowy i czynu.
......Prawda jest jedna.....
Wiara to dobrowolne i indywidualne poświecenie myśli jakiemuś wzniosłemu celowi.
Można ja połączyć z miłością i nadzieja, oczekiwaniem, lecz nigdy z prawdą.
.....Wiara jest w każdym z nas inna. Jest niezliczona w swojej transformacji.
Kim jest ta kobieta, której podarowałem wszystkie te cnoty a ona w zamian zabrała mi
prawo do prawdy?.
Zwolnilem. Droga na skutek zróżnicowania terenu zaczęła być bardziej kreta.
Więcej samochodów na niej świadczyło że zbliżam się do miasta.
Dzięki systemowi nawigacyjnemu precyzyjnie odnalazłem miejsce przekazu przesyłki
i po 10 min znów byłem na autostradzie.
On.
Przypadkiem wpadliśmy na siebie. Czat jest anonimowy, ale historie lubią się powtarzać.
Zresztą jak to często w życiu bywa, niemal że niemożliwe i nieoczekiwane, pojawia się nagle
i rzuca jaśniejszy obraz na dręczące nas sprawy.
Odsłania kotarę anonimowości skrywanej przez innych. Zbyt dużo było podobieństwa
w historii, którą usłyszałem. W miarę poznawania jego tajemnicy, odkrywałem
coraz więcej wspólnych wątków. Odrzucałem, broniłem. Broniłem jej, bo wierzyłem.
Broniłem siebie, bo nie chciałem jej stracić. Podał mi numer telefonu komórkowego
należącego do niej, który porównałem z moim wpisem.
To niemożliwe.... To niemożliwe.....To niemożliwe....Słyszałem wewnętrzny krzyk.
Nadal chciałem siebie oszukiwać. Ale jak? Jeszcze raz sprawdzam i jeszcze raz.
To był ten sam numer.Przesłał mi zdjęcia. Niektóre precyzyjnie obrobione photoshop-em
do wersji i zdarzen w ktorej on sie poruszał razem z nią. Czułem ścisk w żołądku.
Potworny ból duszy, którą musiała dać ujście poprzez somatyczny układ wegetatywny.
Napięcie zmaterializowało się. Pobiegłem do łazienki. Wymiotowałem.
Całym ciąłem wstrząsały konwulsje. Ból i rozpacz wylewała się ze mnie.
Pogłośniłem radio chcąc uspokoić myśli. Muzyka wpasowała się jak wyrzeźbiona
do nocy i tematu. „Light my fire” the doors zagłuszył wszystkie zewnętrzne odgłosy życia.
Nie zdejmując nogi z gazu wyprzedziłem konwój ciężarówek z szybkością 200 km/h.
Końcówki nerwów znów produkowały hormon, który daje poczucie odwagi i brawury.
Niebo rozgwieździło się a księżyc święcił blaskiem perłowym z wyrazista struktura
jasnych i ciemniejszych plamek w całej gamie kolorów srebra i szarości.
Jego kształt był z jednej strony rozmyty, jak ogromny lizak tracący na swej objętości,
dotykany językami wierzchołków drzew nierówno strzelających w górę z czarnej ściany lasu.
W obniżeniach terenu zbierała się mgła.
Ona nazywała mnie swoja mgła. I znów ona......ona.....ona...ona.....
Długi łagodny luk w lewo zawiesił księżyc w idealnej linii prostej nad autostrada.
Jadąc z duża szybkością odnosiłem wrażenie że pomału obniża się ta niesymetryczna,
astrologiczna bryła. Zwiększając prędkość, chcąc skrócić czas naszego spotkania
gdzieś tam na wyimaginowanym końcu tej drogi, wjechałem do miasta.
Była 24 godzina. Zaparkowałem samochód. Wszedłem do mieszkania i zapaliłem światło.
Jamniczka spała spokojnie zawinięta w kulkę na swojej poduszce. Całe miasto spało.
Podszedłem do laptopa. Włącznik....passwort,......internet-explorer, .....onet.....czat.....login…..
Była.
- Kocham cię – pojawiło się w małym okienku na ekranie
- Kocham cię – odpisałem.
Zapytasz – czy naprawdę ją kocham? –
- Tak – kocham ją.
Szczera miłość nie potrzebuje .......prawdy.
Szczera miłość potrzebuje ....wiary...i ja ją mam.
bogbag
- niebo - /78/
układam niebo,
w mozaikę słów nazwanych
dla mnie, dla ciebie.
bogbag