Archiwum 27 lutego 2006


lut 27 2006 AUSTRIA - EMIGRANT Z EMIGRANTÓW - XXVI
Komentarze: 0

 

- emigrant z emigrantów  -

Przyleciał samolotem. Lot miał spokojny i bez stresowy.

Inaczej niż Kichus, który odlatywał z Okęcia parę godzin po tragicznym wypadku

23 stycznia 1980 r. samolotu PLL LOT typu Tu-134 w Warszawie.

Samolot uległ całkowitemu rozbiciu.Fakt, że nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń

z pewnością nie był uspakajającym czynnikiem dla i tak podekscytowanego ucieczką

z PRL-u Kichusia.

 

Jurek znał adres a my termin jego przybycia. Nie znaliśmy stanu, w jakim się pojawi.

 

Przed moim wyjazdem Jurek miał okres paru tygodni nieprzerwanego picia.

Nie znałem tej strony człowieka, którego kilka lat spotykałem w cotygodniowej pogoni

za piłką czy innego rodzaju imprezach towarzyskich.

Faktem jest, że stronił od alkoholu.

Nikt i nigdy nie widział go z piwem czy kieliszkiem w dłoni. Był starszy.

Jego bagaż życiowy i indywidualność dały mu przepustkę przyjęcia go do naszej paczki.

 

Mieszkał sam z matką architektem i od młodzieńczych lat nie mógł znaleźć swoich korzeni

w betonowym podłożu socjalistycznego państwa.

Edukację zakończył na ósmej klasie.

Nie chciał kształcić się dla partyjnych dupków i dyplomu zawieszać na ścianach

warzywniaka. Pracował w rożnych zakamarkach Polski nawiązując szerokie kontakty.

Podobno znał osobiście Jana Himilsbacha o którym opowiadał często anegdoty.

Jego impertynencki sposób zachowania i nieokreślone reakcje na rożnego rodzaju

sytuacje dodawały mu kolorytu.

Kiedyś zapytany w tłocznym autobusie

- czy mógłby pan podać mój bilet do skasowania

Prostował się, wyciągając szyje jakby kogoś szukał i odpowiadał

- ale ja tam nie znam nikogo

Po czym brał bilet od całkowicie zdezorientowanego pasażera i podawał dalej.

Świat jego zamykał się w książkach i płytach gramofonowych.

Wiedze zdobywał sam w zakresie i dziedzinach, które stanowiły jego zainteresowania.

Prowadził swobodne rozmowy w języku angielskim oraz zaopatrywał nas w literaturę

blokowaną przez cenzurę, która sam przemycał ze Szwecji.

 

Jego decyzja przyjazdu do Wiednia była dla nas niespodzianka,

tak jak i po ostatnich ekscesach alkoholowych wielką niewiadomą.

Był trzeźwy. Jednak blada cera i sine worki pod oczami były śladem trudnych dni

zamkniętych w czterech ścianach i delirium.

 

W mieszkaniu robiło się pomału tłoczno.

Po Franku dołączyła do nas para studentów z Krakowa i moja dziewczyna.

Nasza nora przybierała zarysy mieszkania.

Porządek, zapach gotowanych posiłków, parzonej kawy, rozmowy, śmiech i muzyka

łagodziły tęsknotę za najbliższymi i domem rodzinnym.

Dawały złudzenie harmonii.

 

Zrezygnowaliśmy z Maćkiem z naszej części należności za czynsz.

Jak każdy tutaj, Jurek dotarł na resztkach paliwa finansowego i potrzebował wsparcia.

Z kolegą, sąsiadem spod 13-ki wysłaliśmy go na barki.

Miał cholerne szczęście. Prace dostał w pierwszym dniu i zanosiło się, że będzie

mógł ja utrzymać przez pierwszy najtrudniejszy okres.

W piątek po pracy, przy grze w bridge, zwrócił się do mnie

- posłuchaj stary. Tu są wszystkie moje pieniądze.

Zostawiłem sobie trochę na fajki i drobiazgi. Proszę cię...weź je i schowaj.

Obojętne, co się będzie działo. Proszę...jeszcze raz proszę nie dawaj mi tych pieniędzy.

Wyciągnął rękę, w której było 1500 szylingów.

Wiedziałem, co ma na myśli.

Schowałem pieniądze w wierze, ze będzie to dla niego ułatwienie.

Że będzie to drabinka, po której może się wspinać w walce z choroba.

Myliłem się jednak bardzo nie znając siły nałogu.

Zaczął pić kilka godzin później. Piątek, sobota, niedziela.

W poniedziałek nie poszedł na barki.

 Napięcie eskalowało się i zaczynało przybierać astrologiczne apogeum.

Był wtorek, późne popołudnie w chwili, kiedy wszedł do pokoju.

Był jakiś dziwnie niespokojny.

Oczy nieobecne a ciało pogrążone w lekkiej arytmii drżenia.

- oddaj mi pieniądze

- oddaj mu i niech spieprza – odezwał się Franek, który jako współ wynajemcą lokum

już wcześniej zwrócił nam uwagę na zakłócenia czasu potrzebnego do regeneracji.

- nie, nie dostanie.

- oddaj mi pieniądze.....oddaj mi pieniądze.....oddaj mi pieniądze

- powtarzał cały czas podnosząc przy tym glos.

- nie

Ruszył w moim kierunku.

Franek zdążył złapać go za koszule i powstrzymał ten furiacki szturm.

- wypierdalać mi stąd – zasyczał.

Pierwszy raz widziałem go takiego wściekłego.

Wyszedłem z mieszkania. Za mną szedł Maciek i Jurek.

Trzej przyjaciele z boiska.

Ściany szarej studni podwórka, jedno drzewo i kilka pojemników na śmieci miały być

areną rozwiązania konfliktu. Padał deszcz.

- oddaj mi moje pieniądze

- nie dostaniesz. Sam mnie o to prosiłeś

- prosiłem, ale zmieniłem zdanie. Oddaj.

- oddam ci jak wytrzeźwiejesz

- nie. Oddasz mi je w tej chwili

- posłuchaj robisz niepotrzebnie zamieszanie.

Dostaniesz pieniądze jutro.

- ty kurwa złodzieju – ruszył na mnie w desperackim ataku.

Był wyższy i lepiej zbudowany.

Moim atutem była trzeźwość i szybkość. Uderzyłem go otwartą ręka.

Ale impet, z jakim się rzucił, sam w sobie stanowił już bolesną silę.

Zachwiał się na nogach. Poprawiłem drugą ręką.

Z nosa ciekła mu krew zamieniająca się w szeroki potok różu, na mokrej od deszczu twarzy.

Wzbierała sprzeczność we mnie. Stanąłem do bójki w imię koleżeństwa i chęci pomocy

temu, któremu w tej chwili wyrządziłem krzywdę.

Na dodatek w imię pomocy zostałem złodziejem.

Bezradność sytuacji brnącej w ślepy zaułek niszczyła mozolnie wypracowywana normalność

i stabilizacje.

- bandzior, złodziej, kutas pierdolony. Wszyscy jesteście złodzieje.

Wszyscy jesteście kutasy. Zabraliście mi pieniądze.

Stał bezradny obrzucając nas stekiem wyzwisk, które zabierane poprzez krople deszczu

rozbijały się bezdźwięcznie o ubitą ziemie.

W nocy położyłem 1500 szylingów na stole.

Wiedziałem, że go więcej nie zobaczę.

Po tygodniu przysłał kartkę pocztową.

- jestem w Traiskirchen. Złożyłem podanie o emigracje do Australii.

Przepraszam za wszystko.

 

Pozdrowienia z piekła.

 

Jurek

 

* Traiskirchen – obóz dla uchodźców, który w początkach lat  80-tych był całkowicie przeludniony.

                                                                                                         bogbag

 

 

bogbag : :