Najnowsze wpisy, strona 25


gru 29 2005 SPACER PO MIESCIE
Komentarze: 1

 

-Król, który był na zamku-    

    

Paskudny, dzień. Zaczął się byle jak i kończy się byle jak.

Przez wszystkie te godziny nie mogłem zebrać myśli. 

W pracy nie posunąłem się specjalnie do przodu, spoglądając,

co jakiś czas na poruszające się w spowolnionym tempie, wskazówki zegara.

Po prostu całkowity bezwład szarych komórek.

Chyba one dostroiły się do barw panujących dzisiaj za oknem.

Kwadrans przed siedemnastą powyłączałem wszystkie komputery,

zostawiając jedynie laptopa podłączonego do internetu w oczekiwaniu na jakieś wiadomości.

Jeszcze parę słów  wymienionych ze znajomymi i nareszcie koniec.

Zamknąłem pokrywę, spakowałem sprzęt, torbę i wyszedłem bez słowa.

Ruszyłem w kierunku Nrnberg. Chociaż nie miałem dokładnego celu.

O tej porze roku, kiedy nie ma jeszcze turystów jest dużo miejsc,

w których można się schronić i uciec z samotności w samotność.

Dziwnie szybko przebiłem się do centrum jadąc równolegle do starej fosy.

Bahnhof, hotel Victoria, Imperial, baszty....

Wszystko od lat znane i widziane już setki razy nie wywołuje najdrobniejszych odczuć.

Znane a zarazem obce. Znalazłem parking niedaleko hauptmarkt.

Szedłem w zamyśleniu w kierunku zamku.

Przechodząc przez plac targowy zatrzymałem się koło fontanny,

która w sezonie przyciąga turystów.

Przepiękna strzelista bajecznie kolorowa w swoich metalowych szatach z działkami,

które od wiosny do później jesieni plują wodą.

W ażurowym ogrodzeniu znajdują się dwa pierścienie.

Według przepowiedni, jeżeli się je znajdzie i przekręci to spełnią się najskrytsze marzenie.

Znam na pamięć ich rozmieszczenie.

Przez chwile myślałem żeby je dotknąć, ale odrzuciłem ten pomysł natychmiast.

Już tyle razy kręciłem tymi zasranymi kółkami, że straciło to dla mnie moc i magie.

Wsadziłem ręce do kieszeni i poszedłem pod górę na zamek.

Jest pięknie położony na górze z jednaj strony jakby podtrzymywany kamiennymi posągami czasu.

Po paru minutach stanąłem na murach obronnych.

Przede mną roztaczał się piękny widok miasta.

Zawsze kojarzy mi się podświadomie z dziełem Camilla Pissarro,

który jeden ze swoich obrazów nazwał „czerwone dachy”.

Wibrując przez powietrze rozległy się dźwięki dzwonów kościelnych, tak silne,

że zagłuszyły życie i przeniosły mnie w obraz tego najstarszego impresjonisty.

Zawiesiłem na chwile myśli w bezruchu tak jak wszystko, co się dookoła mnie dzieje jest w ostatnim czasie zawieszone. Dziwny stan nieważkości, który gubi kierunek, czas i przestrzeń.

W oddali, na drugim końcu miasta zaczęły połyskiwać światła wieży telewizyjnej.

Identycznej jak ta w Berlinie.

Na chwile odżyły wspomnienia.

Berlin.

Ile razy tam byłem 30? 40? Alexanderplatz... znalem jeden zakątek.

Przetrzepałem jak własną kieszeń.

Przez chwile widziałem siebie o 20 lat młodszego siedzącego w towarzystwie ładnej dziewczyny na brzegu fontanny i w beztrosce i zarozumiałości opalającego twarde młode ciało.

Ktoś stanął z boku. Ocknąłem się z tego letargu.

Nie byłem sam, ale ten ktoś też nie był ze mną. Ruszyłem na dół.

Zmierzch zaczął przykrywać miasto.

Pokrywał ciemnością kolejny dzien., spędzony w tęsknocie, oczekiwaniu i nadziei.

Mam doła. Kurwa mać mam dzisiaj doła.

 

                                                               bogbag

 

Nrnberg -luty -2004r.

 

 

 

bogbag : :
gru 28 2005 MY W POCHMURNY DZIEŃ
Komentarze: 0

 

-Dzień Rubensa-

 

Zadzwonił telefon

- kurwa mać - zatrzęsło przebudzeniem.

Nakryłem głowę poduszką chcąc przedłużyć sen.

Wiedziałem, kto dzwoni tak samo jak i wiedziałem, jaka pogoda jest na zewnątrz nie podnosząc nawet żaluzji.

Po nocnych eskapadach w krainę seksu i rozszerzania odbioru i czucia w przestrzeni wirtualnej potrzebowałem odpoczynku.

- Cześć – formowało się z drgań membrany telefonicznej

- możesz mi pogratulować.

- gratuluje.

- obudziłem cię?

Zaspanymi oczami spojrzałem na display telefonu komórkowego. Dochodziła 10,30

- nie, nie no coś ty. Nie śpię już od dwóch godzin.

- od dzisiaj pracuję na swój rachunek.

Glos był radosny i nie wiedzący.

- jestem szefem dla siebie.

- super sprawa. Odpowiedziałem, bo nie chciałem mu odbierać złudzeń.

Nie wiedzący głos, nie wiedział, ze mogą przyjść chwile, że szef chcąc zaspokoić głód będzie musiał ukraść torebkę zupy w papierku.

- Kupię butelkę na wieczór, przecież to trzeba uczcić -

Nadal płynęła euforia do ucha.

- kup koniecznie. I napij się za sytość dnia dzisiejszego.

- he he. Wpadnę do ciebie w niedziele.

- wpadnij. Jestem w domu.

- cześć.

Apatycznie zwlekłem się z łóżka. Podciągnąłem żaluzje. Deszcz lał równym rytmem, a szarość zawierała się w każdej jego kropli. Szybka toaleta. Chłodny natrysk przywrócił mnie tej bezbarwnej farbie dnia.

Śniadanie standard. Bez wędliny. Ser z grzybem szlachetnym, pomidor, actimel, herbata.

Znów zadzwonił telefon.

- dzień dobry Herr Badowski. Pańska koncepcja nie dotarła jeszcze do naszego urzędu i w związku z powyższym, sprawa zatwierdzenia podania o działalność gospodarczą nie może zostać nadal zamknięta.

- dziękuję, zadzwonię do pana jutro Her Kitle.

Odkładając słuchawkę bluźniłem w duchu jak szewc.

Niekompetencja kompetentnych ludzi była w tym kraju na każdym kroku widoczna i coraz bardziej jaskrawa.

Jaskrawość w szarym dniu. Włączyłem komputer.

Okienko yahoo messender otworzyło się automatycznie.

- witaj mój królu, jesteś?

- yhy, czekam na telefon

- deszcz pada, ale świat jest piękny. I jeszcze ważna informacja posłuchaj uważnie

- tak?

- kocham cię

- ja ciebie też damo, jakiś spięty jestem. Martwię się.

- co ci jest, czym się martwisz?

- nie potrafię napisać zdania sensownego.

- powiedz, czemu nie możesz się skupić?

- potrzebuje motywu. Może być twoja pierś i...słowa popłyną.

- wiesz przy śniadaniu...współczuli mi, że tak długo musiałam nad tym plikiem pracować

...myślałam ze się udławię

- pospałem więcej niż zazwyczaj. Tylko żebym jeszcze myśli posklejał. Wiesz jak leje?

- ja jutro odrobię senne zaległości

- no tak, dzisiaj piątek. Będziesz miała seks rodzinny?

- nie będzie rodzinnego seksu  dzisiaj. Przeniesiony na inny dzien.

- decyzje zapadły z góry?

- zawsze zapadają i są zaplanowane...wrrr...jak kupno chleba,  gazety, bluzki ? Pisałeś coś ostatnio?

- właśnie o tym mówiłem, chciałem się do „barek” zabrać, ale jakiś pusty jestem. Ten deszcz. Deszcz... Deszcz. Wiesz, co to jest apatia umysłowa?

- wiem. Stan spoczynkowy mózgu...Okropieństwo

- spoczynkowy ??? Delikatnie to nazwałaś. Ja się czuje jakby mi mózg wyjadało

- jakoś tak mi wpadło do głowy w tej chwili

- wszystko wykonuje automatycznie i na dodatek... Niesumiennie

- to przejdzie

- jeszcze po śniadaniu nie posprzątałem a już obiad gotuje.

Syf w kuchni, łóżko nie pościelone.

- nie szkodzi

- moja enklawa zamieniła się dzisiaj w stos lenistwa

- taki dzień też musi być...żeby docenić dzień pełen inwencji. Napisz o dzisiejszym dniu, jaki jest..

- hmmm.... do dupy. Można to zamknąć w dwóch słowach

- to napisz, że jest do dupy. A... teraz trzy słowa o nim

- do wielkiej dupy

- pięknie...ale zadanie nie wykonane...bo muszą to być nowe słowa,

wstawiłeś dwa stare. Trzy nowe słowa proszę.

- do dupy...kobiety renesansu.

- hehehehe, czyli do wielkiej dupy. Pięęęknie

- wróciliśmy do punktu wyjścia.

- cholera, jakie to śliczne. Z drżeniem poproszę cię o cztery nowe słowa.

- więc... do dupy kobiet renesansu, nie modelki a kurtyzany, czyli do kurewskiej dupy.

I do tego ten deszcz, który rozmazuje farbę.

- czasami są to ładne dupska...czyli ten dzień nie jest całkiem pozbawiony urody?

- rozmazuje i tworzy z tej wielkiej dupy renesansu jeszcze większa dupę Mc Donald'a

- pakujesz to dupsko w bułkę i pewnie polejesz tego hamburgera keczupem z musztardą

- za dużo koloru to wprowadzi, a dzień jest...szary

- kto dzwoni?

- żona. Ma dzisiaj dzień ataków, czyli jeszcze bardziej do dupy niż można sobie duża dupę wyobrazić

- ojej...może pogoda ma na to wpływ

- jesień, życie, proza a mnie motywów brak, słońce wyszło. Dupa się zmniejszyła

- cienieją rubensowskie kształty? Polerują się okrągłości?

- nie, jeszcze są. Jest sporo ciała, ale w proporcjach

- znów zachodzi słońce za chmury. O kurwa jak pada a ja muszę wyjść.

- uśmiechnij się do mnie.

-przecież uśmiecham się.

- kiedy wrócisz do domu.

-około północy

-pa. Będę czekała.

-pa będę się śpieszył.

Wziąłem parasol, zatrzasnąłem drzwi i wyszedłem w dzień nasycony monotonią  kropel,emocji i sztuką renasansu.

                                                                               bogbag

 

 

bogbag : :
gru 26 2005 DLA MOJEGO TATY
Komentarze: 0

 

-         dla ojca –

 

to była chwila,

krótsza niż jedno zdanie.

zamknąłeś oczy

przechyliłeś głowę,

oparłeś ja na mamy ramieniu.

odszedłeś bezszelestnie

i niespodziewanie,

chociaż biała kostucha krążyła

od dłuższego czasu koło ciebie

z konkretnym zamiarem......

najpierw nogi ci podcięła,

później krew zatruła.

szedłeś jednak dalej

nucąc piosnkę życia

i nagle .........

cisza.

teraz słychać mój płacz

ojcze kochany.        

        

 

Łódż 1999                          bogbag   

 

         

bogbag : :
gru 23 2005 WIARA ? GŁUPOTA ? PRAWDA ?
Komentarze: 0

 

- sati * -      

 

w mroku przymkniętych powiek,

jaśnieją impulsy władcy umysłu

rodząc sen, ..zasypują jawę

tej zaplatanej opowieści.

i chociaż słońce to samo mamy

i chociaż gwiazdy te same mamy,

do linii horyzontu się nie zbliżamy.

przekładam przez nią gorące dłonie

jak wiatr głodny, nieposkromiony,

pieszczę dotykiem twoje ciało

nutami zmiennej, kapryśnej muzyki.

piekło rozpaliłaś, niebo otworzyłaś

taka jesteś... wybranka półboga,

moja "sati"o stopach jak kwiat lotosu

zrzuciłaś swoje bolące ciało

przyjmując inne ...piękniejsze

by pozostać przy boku ukochanego.

naiwność? ..wiara? ..głupota?

prawda?

 

sierpień 2004                            bogbag

 

 

 *** Sati-  córka największego ze wszystkich królów Daksy  i żona Sivy największego z półboga jako córka króla i żona półboga miała wszystko ,a jednak była nieszczęśliwa. dlatego zmieniła ciało dla zażegnania konfliktów i  chęci  pozostania u boku ukochanego - słowo sati jest używane również jako przenośnia obrazujaca wyższości  poszukiwania sensu wiary nad materialnymi rzeczami

 

 

 

bogbag : :
gru 20 2005 PRAGNIENIE MIŁOŚCI
Komentarze: 1

 

 

- prośba –  / 14 /

 

czemu każesz mi ..

tak długo na

siebie czekać.

 

czemu bronisz się ..

przed moja

gorącą namiętnością.

 

przecież życie pcha

nas siebie w ramiona.

spójrz na siebie..

ty jesteś

do miłości

stworzona.

 

pozwól mi ..

bym cię objął i ogrzał

bym cię tulił,

całował i chronił,

pozwól też..

bym osiągnął w końcu,

kres za miłością

pogoni.

 

spraw by ..

uczucia moje,

po latach

tułania i znoju,

osiągnęły granice

marzeń..

granice

otchłani spokoju.

powiedz ..

kocham cię.

 

                  bogbag

 

 

 

bogbag : :